Niedzielne popołudnie, jak zwykle od dwóch lat, przeznaczone jest na jazdę konną. Wchodzimy do stajni. Córka dowiaduje się, który koń został na dzień dzisiejszy jej przydzielony i idzie go osiodłać.
Koń jest wysoki ...ona niska...
Koń pewny siebie ... ona nie...
Nie radzi sobie.
Po stajni chodzi dziewczyna, niewiele starsza od córki. Widzę jak przechodząc obok nas odwraca głowę w drugą stronę. Poproszona o pomoc początkowo wręcz ignoruje prośbę. Poproszona ponownie - odburkuje coś pod nosem - nawet nie wiemy co. Dopiero moja prośba okazuje się skuteczna. Przychodzi i pomaga robiąc to nerwowo i niechętnie a na odchodnym słyszymy "sto razy już Ci to pokazywałam. Nauczyłabyś się wreszcie."
Przykazań jest tylko dziesięć.
Żyjąc na tym świecie od czterdziestu lat, od trzydziestu świadomie uczę się żyć zgodnie z nimi.
Wciąż mi nie wychodzi.
Wciąż Bóg, jak ta dziewczyna w stajni, ma ze mną pełne ręce roboty. I też mógłby mi odburknąć sto razy Ci to mówiłem... nauczyłabyś się wreszcie....
Ale Pan Bóg cierpliwie, za każdym razem podchodzi do mnie i wciąż na nowo uczy ciągle tych samych rzeczy. Stawiając na mojej drodze swoich wysłanników wciąż mnie upomina, pokazuje przykłady swojej mocy, dobroci, miłości i miłosierdzia. Zajmuje się mną bez cienia zniecierpliwienia, nie odwraca głowy...
Nawet kiedy ja nie mam śmiałości prosić, On wychodzi mi naprzeciw.
Dziękujcie Bogu, niebiosa,
bo Jego łaska na wieki (Ps. 136; 26)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz